Sobota, 9 sierpnia 2014r.
Z domu wyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem. Mieliśmy wsiąść do auta o czwartej rano, ale wyruszyliśmy o piątej. Zasnęłam dopiero po dłuższym czasie, chociaż nigdy nie sprawiało mi to większego problemu w podróży. Koło Gorzowa staliśmy godzinę w korku, a potem jeszcze koło Szczecina. Super. Było ponad 26 stopni w cieniu, okna otwarte na oścież. Po drodze pełno objazdów. Dojechaliśmy coś koło 13 i od razu poszliśmy na plażę. Rozłożyliśmy koc, parawan i nagle zaczęło mocno wiać, słońce schowało się za czarnymi chmurami, zaczęło kropić, coraz mocniej i mocniej i w końcu razem z innymi plażowiczami uciekaliśmy do ośrodków. Popołudniu wyszło słońce, więc wybraliśmy się na spacer do miasta, kupiłam sobie moje ulubione mrożone picie. Z centrum zeszliśmy na plażę.
Sprawdzamy jaka jest woda :)
Moje ukochane jagodowe mrożone picie :)
Mój psiak w pokoju :)
Niedziela, 10 sierpnia 2014r.
Tata wyjechał rano o dziewiątej. My w południe poszłyśmy na plażę, ale pogoda nam się zepsuła. W dodatku było pełno dziwnych robaków, które skakały na nas i były sztywne, a po przewróceniu udawały, że nie żyją. Ugh. Także udałyśmy się na obiad i na miasto. Jak pech chciał, wyszło słońce. Kupiłam parę paczek gumek do bransoletek Rainbow Loom, dwie książki, z czego jedna jest o Błaszczykowskim, a druga o zwyczajnej dziewczynie, która pewnego dnia zostaje naznaczona i musi udać się do szkoły Domu Nocy. W innym namiocie znalazłam śpiewniczek z chwytami na gitarę, oczywiście również go kupiłam, chociaż nie umiem grać i nie mam gitary, ale obiecuję wam, że w najbliższym czasie zainwestuję, kupię i się nauczę :D Jadłyśmy z mamą kulkowe lody Mini Melts miętowo-czekoladowe. Pyyyycha! Byłyśmy też na lodach Poleckiego, wzięłyśmy smak krówkowy. Były wyśmienite. Szybko padłyśmy tego dnia.
Ach ten piasek w oczach :)
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014r.
Rano jak zwykle wybrałyśmy się na plażę. Trochę poleżałyśmy, ale nagle znowu spochmurniało i musiałyśmy pójść do domu. Po jakimś czasie stwierdziłyśmy, że udamy się na spacer do Dziwnówka. Oczywiście pogoda się poprawiła, więc postanowiłyśmy pójść plażą. W Dziwnówku poszłyśmy do butiku i kupiłam sobie koszulkę na ramiączkach z napisem SHIP (...) Oczywiście nie mogło zabraknąć chwili na gofry z owocami! Z goferkami kierunek plaża i powrót do Dziwnowa. Wieczorem wybrałyśmy się na zachód słońca, ale go nie było, także udałyśmy się do miasta gdzie kupiłam podkładkę pod mysz z BVB. Świeżo wyjęta z drukarki była gorąca. Chłopak rzucał nią jak naleśnikiem. Śmierdziała tuszem drukarskim lub gumą. W dodatku spytał skąd jestem i proponował przerzucenie się na Bayern. Ha ha HA, już to widzę, ja i Bayern. Dziś jadłam loda czekoladowego z kasztanem ( Poleckiego) Na prawdę pyszne lody, polecam! Atakowały mnie cały dzień osy. Masakra. Potem obejrzałyśmy w nocy naszego ukochanego trzynastego apostoła.
Wspaniałe zdjęcia :) świetne miejsce :) jeśli masz ochotę na wspólną obserwację, zacznij u mnie i daj znać w komentarzu, a ja się zrewanżuję :) Zapraszam!
OdpowiedzUsuńzakrecona-na-wlosy.blogspot.com
Piękne zdjęcia;)
OdpowiedzUsuńhttp://definition-of-dreams.blogspot.com/
Ślicznego masz psiaka. Bardzo ładne zdjęcia ! ; )
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńinnymi słowy urokliwe wakacje nad morzem! no a zaproponowanie dołączenia do fanclubu innej drużyny to kiepski pomysł ;)
OdpowiedzUsuńhttp://opowiastki-prawdziwe.blogspot.com/
Bardzo, jak tak można? :D
UsuńSuper notatka :) świetne zdjęcia. Wiem o jakie robaki Ci chodzi, wkurzające są. :/
OdpowiedzUsuńHahahaha masakra z nimi :) Dziękuję :)
Usuń