piątek, 24 października 2014

Berlin Memories ♥ #3

Trzeci, już ostatni post Berlinowych Wspomnień. Na wstępie dodam też, że kilka dni przed Berlinem nie poszłam do szkoły bo byłam chora, na wycieczkę jednak pojechałam, zakatarzona, z chrypą, wiecznie smarkająca i kaszląca, ledwo mówiłam. Ostatniego dnia, pamiętam, że strasznie byłam gorąca i było mi zimno. Nie miałyśmy termometra, ale podejrzewałyśmy, że mam gorączkę. Później trochę mi się polepszyło i bardzo dobrze, bo musiałabym siedzieć na piasku i patrzeć jak inni pływają haha :)

31.05.2014r.

Z rana wypiłyśmy z Magdą naszego szampana :D Po śniadaniu pojechaliśmy na Alexanderplatz. Nagle zachciało mi się do toalety, a tu jeszcze tyle chodzenia! Wszędzie mijaliśmy cyganki, które dawały nam jakieś dziwne kartki do podpisania i musieliśmy je odganiać. Na szczęście zwiedzanie dobiegło końca i przewodniczka dała nam jakieś 30 minut czasu. Trochę mało, tym bardziej, że to centrum :( Patrycja musiała jak najszybciej znaleźć się w Media Markcie więc nie było czasu na szukanie toalety i za potrzebą poszłam w krzaczki hahaha :D W Media Markcie zeszło nam bardzo dużo czasu i Kasia spytała o dojście do BVB FanShopu. Pracownicy nie ogarniali czym jest Borussia Dortmund, a jeden z nich (jedyny ogarnięty ;__; ) powiedział, że najbliższy sklep dla kibiców piłki nożnej jest jakąś godzinę od sklepu...piechotą! Super. Znowu nic nie kupiłam. Poszłyśmy więc na zbiórkę. Spakowaliśmy się do autokaru i.. na Tropical Islands! Przebrałyśmy się szybko w szatni i ruszyłyśmy lasem tropikalnym w stronę morza Śródziemnego haha :D Było tam tak gorąco! Jakieś 32 stopnie. W strefie zakupów na szczęście wiał przyjemny wietrzyk. Ta atmosfera.. wyspy, ciepła woda i ogólne gorąco, piasek, opalający się ludzie, błękitno niebo, palmy powiewające na wietrze, puszcza, alejka ze sklepami i restauracjami, wodospady, jaskinie.. no czego chcieć więcej? Trochę popływałam, pochodziłam i kupiłam pluszowego misia z napisem Tropical Islands. Chociaż jedna pamiątka za wyjątkiem słodyczy... Bardzo mi się podobało :) Niestety na basenie mieliśmy tylko trzy godziny, a potem już powrót do domu. O 20.30 zatrzymaliśmy się w Mc'Donald's na polskiej granicy i mieliśmy pół godziny na kupienie sobie czegoś do jedzenia, zjedzenie i skorzystanie z toalety. I jak tu zdążyć w tak krótkim czasie, powiedzcie mi? Niestety zakupiłam jedzenie dopiero po 21 i przewodniczka najpierw nie pozwalała mi wejść z jedzeniem do autokaru, opychałam się jak najszybciej frytkami, co nie jest zdrowe. Widząc, że nie daję rady i mam jeszcze kilka frytek i hamburgera powiedziała że mogę wejść, ale mam uważać, żeby niczego nie pobrudzić. Tak.. na pewno pobrudzę fotele ketchupem, ogórek mi wyleci, frytki również spadną mi na podłogę i zostawię to bo jestem fleją. Klaudia miała tą samą sytuację. W Mc'Donald's zostało jeszcze czterech chłopaków z równoległej klasy. Cóż. Masakra... istna masakra. Jednak wycieczka ogółem mi się podobała, było zabawnie, jedynie dwie nauczycielki jakoś się nami interesowały. Nasza nauczycielka od niemieckiego dodawała coś do tego o czym mówiła przewodniczka i było bardzo ciekawie. A co do basenu. Naprawdę polecam mimo pokaźnych cen i.. można się tam opalić. Naprawdę przyjechałam do domu z opaloną twarzą i rękoma :) A ja łatwo się nie opalam także to cud.










 Nie ma to jak nauka czasem nieprzydatnych słówek w autokarze z nudy :)





Nie to wcale nie wygląda dziwnie :) 



To tyle z wycieczki po Berlinie :) Podobały wam się posty? :) Byliście tam kiedyś? 

niedziela, 19 października 2014

4 urodziny galerii

Dziś odbyły się aż już 4 urodziny Galerii Victoria w moim mieście. Pamiętam do dziś jak w tamtym roku podczas urodzin odwiedziła nas Kasia Cichopek. Wiele osób miało okazję zrobić sobie z nią zdjęcie i otrzymać autograf. Potem gdy już zeszła ze sceny biegłam za nią wraz z mamą, ale ochroniarze nie dali nam dojść. Ona powiedziała, że nie ma przy sobie pisaka, na co ja podsunęłam jej swój. Widziałam, że niechętnie podpisała mi zdjęcie. Myślałam, że będzie inaczej. Że podejdzie do tego z uśmiechem. Ale trudno :) Ważne, że mam jej autograf w swojej kolekcji. W tym roku odwiedzili nas Mrozu, Bilguun i Natalia Siwiec. Najbardziej zależało mi na zdjęciu z Bilguunem (a nawet i selfie) oraz na jego autografie. Niestety tłumy były ogromne! Bilguun zszedł ze sceny oczywiście z eskortą ochroniarzy, ja w pędzie za nim. Krzyczałam do niego, żeby na chwilę się zatrzymał i podpisał mi chociaż zdjęcie, ale nawet się nie odwrócił, a ochroniarz mnie zbył. Dopiero po chwili ogarnął ich tłum fanek. Jedna z nich jakoś ubłagała ochroniarzy i udało jej się w spokoju zrobić z nim zdjęcie i chyba nawet dostać jego podpis. Zazdroszczę jej z całego serca. No cóż, mówi się trudno. Wróciłam do domu trochę zażenowana, ale może kiedyś znów się uda.

Weekend był strasznie męczący. W piątek byłam wieczorem w kościele (spotkania do bierzmowania) i wróciłam zmęczona mimo, że tylko śpiewaliśmy i się śmialiśmy. W sobotę przyjechała ciocia z moim kuzynem. Ten chłopak ma ADHD! Wytrzymać się z nim nie dało. Dziś popołudniu dopiero pojechali do domu i tak właściwie nie zrobiłam prawie nic w związku ze szkołą. A ten tydzień będzie na prawdę męczący. Kupa sprawdzianów, odpytywania itd. Mam nadzieję, że dam radę. A co u was?

poniedziałek, 13 października 2014

Wygraliśmy, przegrać nie mogliśmy ♥

Pewnie wiecie, że wczoraj wygraliśmy mecz z Niemcami. Taka historyczna chwila, mam nadzieję, że powtarzalna :) Czekałam na ten wieczór bardzo długo. Ubezpieczyłam się w zapas chrupek i popcornu,ubrałam koszulkę, wzięłam szalik, namalowałam flagi na policzkach i heja na kanapę przed telewizor. Pewnie się zdziwicie, jak wam powiem, że podczas meczu i po nie miałam praktycznie żadnych emocji. Każdy mecz jaki oglądam przeżywam, może nie zewnętrznie ale wewnętrznie na pewno. Tym razem jednak, już parę dni przed meczem byłam 100 procentowo pewna, że wygramy. Siedziałam przed tv pisząc i relacjonując przy okazji mecz z moją przyjaciółką. Oceniałyśmy grę piłkarzy m.in Szczęsnego. Jakoś nie wydawałam żadnych okrzyków radości, czy coś w tym rodzaju. Mecz jedynie przyprawił mnie o palpitacje serca po pierwszym strzelonym golu. Tu jednak emocje się zatrzymały, bo tym samym wbiłam sobie do głowy, że już nie mają z nami szans. Powiecie, mistrz świata nie ma z nami szans? Strzelą nam i to jeszcze parę goli. Ja po prostu jakiś czas wcześniej pomyślałam "wygramy, nie mają z nami szans". Wszyscy mówili mi, że zwariowałam, że z mistrzami świata przegramy. Ale ja mocno wierzyłam, także przed meczem przeżyłam już coś w rodzaju wielkiej euforii. Wszyscy po meczu byli tacy podekscytowani, ja prawdę mówiąc trochę też, ale na pewno nie aż tak jak przed meczem. Spotkanie skończyło się wynikiem 2:0 dla biało-czerwonych. Dziękuję i gratuluję chłopaki! Mam nadzieję, że to nie ostatni taki mecz i w dalszym ciągu będą dawali z siebie wszystko. A kibice staną się jednym z zawodników, tak, jak miało to miejsce do tej pory. Już jutro mecz ze Szkocją, DAMY CZADU! :)

Przed meczem wzięłam się za pieczenie ciasteczek :D



























piątek, 10 października 2014

Berlin Memories ♥ #2

Drugi post z serii Berlinowych wspomnień! :D Miłego czytania!

30.05.2014r.

Po śniadaniu pojechaliśmy do Poczdamu. Naszym pierwszym celem była niemiecka rezydencja Sans Souci. Tam było tak pięknie. Śliczne ogrody, wielka fontanna, a w wodzie pływały złote rybki. Mieliśmy trochę czasu na porobienie zdjęć, bez których oczywiście nie mogło się obyć :D Później dostaliśmy znów głośniczki i zwiedziliśmy rezydencję w jakąś godzinę. Następnie poszliśmy na krótki spacer do parku, w której głębi krył się tak zwany Chinese House czyli Chiński Domek. Patrycja szalała na jego punkcie. Obeszłyśmy go porządnie dookoła. Był piękny. Potem spacerowaliśmy po dzielnicach: rosyjskiej i holenderskiej. W dzielnicy rosyjskiej widzieliśmy cerkiew św. Aleksandra Newskiego. Z początku pomyślałyśmy, że to domek Barbie bo taki różowy haha :) Można było wejść do środka, ale było dość mało miejsca więc podzieliliśmy się na grupki. W dzielnicy holenderskiej można było dostać oczopląsu. Wszystkie domki były takie same. Potem dali nam dwie godziny czasu wolnego, ale praktycznie żadnych sklepów tam nie było więc trochę bez sensu. Poszłyśmy więc do Mc'Donald's, a potem do Starbucks'a na Frappuccino. W jednym z miejsc, które zwiedzaliśmy, nie pamiętam które to było uznali mnie za osobę z innej grupy i wepchnęli siłą do środka. Musiałam czekać, aż będzie kolej na drugą grupę czyli naszą, ochroniarz zaczął mówić do mnie po niemiecku, że mam założyć słuchawki i iść za grupą, ale jakimś cudem dogadałam się z nim i powiedziałam, że moja grupa jest przed budynkiem. Nie wiem jakim cudem to zrobiłam, ale się udało :) (Mimo, że uczę się niemieckiego teraz już 6 rok, to jednak niemiecki nie jest językiem podstawowym i nie uczą nas rzeczy, które naprawdę mogą się przydać). Mieliśmy pod koniec pojechać jeszcze na Alexanderplatz, ale nie starczyło czasu więc wróciliśmy na obiadokolację do hostelu. Tego wieczoru poszliśmy na zakupy do marketu znajdującego się tuż obok. Kupiłam parę paczek żelków, moich ulubionych ufo i razem z Magdą kupiłyśmy szampana Hello Kitty. W drodze powrotnej przypomniałam sobie o sokach Capri Sonne. No nic. Trudno. Kupi się następnym razem. Trochę poskakaliśmy na trampolinach, trochę innych od tych naszych polskich. Tym razem jednak trzeba było dostosować się do ciszy nocnej i pójść wcześniej spać, ale mimo to i tak gadałyśmy jeszcze szeptem w nocy :) Razem z Patrycją pisałyśmy z jej znajomym z UK na Kik'u. (jak to się odmienia?! :D)

























sobota, 4 października 2014

Miasto 44

W czwartek, dnia 2 października byłam ze szkołą w kinie na filmie "Miasto 44". Miłość dwojga młodych ludzi zostaje wystawiona na próbę, gdy 1 sierpnia 1944 wybucha Powstanie Warszawskie. Film "Miasto 44" to opowieść o młodych Polakach, którym przyszło wchodzić w dorosłość w okrutnych realiach okupacji. Mimo to są pełni życia, namiętni, niecierpliwi. Żyją tak, jakby każdy dzień miał okazać się tym ostatnim. Nie wynika to jednak z nadmiernej brawury czy młodzieńczej lekkomyślności - taka postawa jest czymś naturalnym w otaczającej ich rzeczywistości, kiedy śmierć grozi na każdym kroku. Warszawa, lato 1944. Stefan (Józef Pawłowski) opiekuje się matką i młodszym bratem. Przejął obowiązki głowy rodziny po tym, jak ojciec - oficer Wojska Polskiego - zginął w kampanii wrześniowej w 1939 roku. Pracuje w fabryce Wedla, z coraz większym trudem znosząc upokorzenia ze strony Niemców. Marzy o chwili, kiedy będzie mógł im za wszystko odpłacić i spełnić obowiązek wobec Ojczyzny. Obiecał matce, że nie zaangażuje się w działalność ruchu oporu, jednak - kiedy tylko nadarza się okazja - wstępuje w szeregi Armii Krajowej. Do konspiracji wciąga go Kama (Anna Próchniak), sąsiadka z kamienicy na warszawskiej Woli, z którą przyjaźni się od dziecka. Dziewczyna skrycie kocha się w Stefanie, mając nadzieję, że po wojnie będą razem. Ale to za sprawą spotkania z subtelną i wrażliwą Biedronką (Zofia Wichłacz) Stefan zazna smaku pierwszej, młodzieńczej miłości. Jednak Stefanowi i Biedronce nie jest dane zbyt długo cieszyć się wzajemnym zauroczeniem.





Co myślę o filmie? 

Bardzo mi się spodobał. Świetnie przedstawia co działo się podczas Powstania, pokazuje, że powstańcy nie byli wielkimi bohaterami i również ponosili klęski. Między walką są poprzeplatane fragmenty miłości, uczucia itd. Było bardzo dużo scen na których nie mogłam się opamiętać i ryczałam. Film zaprzątnął mi głowę myślami, co by było gdyby..? Wybuchła kolejna wojna i byłabym zmuszona walczyć. Nie.. chyba jednak źle to ujęłam. Chciałabym walczyć za ojczyznę. Myślę, że w dzisiejszych czasach większość uciekłaby za granicę, hen daleko, albo popełniłaby samobójstwo po paru dniach wojny. Co zrobiłabym ja? Czy walczyłabym? Czy miałabym w ogóle siłę do walki? Tego nie wiem. Wiem jedno.. w moim sercu byłoby zakodowane "walcz o swój kraj, walcz!". Nie chcę nawet myśleć, że mogłoby się to teraz dziać. Wybuchy, strzelanina, dużo krwi, tak jak na filmie. Powiem szczerze.. film trafił w moje serce. Zdecydowanie jest jednym z najlepszych polskich produkcji. W dodatku reżyser, Jan Komasa, jest młodym człowiekiem, mający teraz 32 lata wyreżyserował wspaniały film o powstaniu. W dodatku postawił na ludzi, mało znanych co uważam za ogromny PLUS! :) 


















Co myślę o efektach? Niektórzy uważają, że są zbyt przesadzone, niektórzy, że są świetne. Cóż, zaliczam się do tej drugiej grupy. Efekty moim zdaniem są naprawdę bombowe! Film zalicza się do tych na skalę amerykańską. W dodatku występował tam mój kolega jako statysta :) 

Jeśli jeszcze nie obejrzałaś/eś tego filmu, niezwłocznie obejrzyj zwiastun na youtube i wybierz się do kina! Naprawdę warto! 

P.S Uważam, że każdy Polak i każdy człowiek spoza naszego kraju powinien obejrzeć ten film :)